środa, 16 maja 2012

Grodno - Baranowicze

Żadne z nas, wsiadając rano do autokaru nie spodziewało się, że ten dzień będzie aż tak intensywny.

Zaczęliśmy od spaceru po Grodnie z czarującym Panem Stanisławem. Nasz przewodnik opowiadał szalenie interesujące historie o każdym z mijanych przez nas miejsc. Bardzo zaintrygował mnie fresk, znajdujący się na jednej ze ścian budynku miejscowej straży pożarnej. Przedstawiał
on grupę żołnierzy, w tym jednej kobiety o twarzy Mony Lisy.
Następnie wyruszyliśmy do Wasiliszek, mijając Szczuczyn i pałac Druckich – Lubeckich. W Wasiliszkach czekał na nas ksiądz proboszcz, który oprowadził nas po ogromnym kościele, racząc nas przy tym różnymi opowieściami, anegdotami, ale i żarcikami. Pozwolę sobie nawet jeden przytoczyć: Który święty ma najwięcej zębów (tutaj nieskromnie muszę zaznaczyć, że rozgryzłam tę podchwytliwą zagadkę)? Oczywiście święty Józef, patron stolarzy, dzierżący w ręku piłę; a który święty jest najbardziej tłusty? Święty olejek. Ja odpadłam.
Prosto z kościoła przespacerowaliśmy się do domu Czesława Niemena, gdzie nucąc lecące w tle utwory artysty, oglądaliśmy rodzinne zdjęcia, pocztówki i inne pamiątki.
Z kolei, zupełnie zauroczył mnie Nowogródek, innych uczestników chyba z resztą tez. Byliśmy w domu, w którym Adam Mickiewicz wraz z rodziną spędził swoje lata dziecięce. Przechodząc z jednego pokoju do drugiego, przechodziliśmy również w różne etapy życia poety. Podążając śladami Adama, wspięliśmy się na kopiec nazwany jego imieniem. Później przeszliśmy do kościoła, w którym maleńki Mickiewicz został ochrzczony. W tym samym miejscu Władysław Jagiełło wziął swój drugi ślub. Mnie jednak najbardziej poruszyła historia o jedenastu siostrach, które w 1939r., kiedy młodzi mężczyźni i ojcowie zostali wzięci do niewoli, modliły się o łaskę dla nich. Były gotowe poświęcić własne życie dla dobra całej społeczności. Modlitwy zostały wysłuchane. Siostry zostały rozstrzelane jakiś czas później, a więźniowie uwolnieni. 
Wieczorem zajechaliśmy pod Dom Polski w Baranowiczach. Przywitał nas chór młodzieżowy, odśpiewując „Żeby Polska była Polską” i kilka innych pieśni i piosenek. Przez cały ich występ miałam gęstą skórkę. Kiedy młodzież skończyła, wszedł chór dorosłych zapraszając nas do wspólnego śpiewania. Wcale nie było tak łatwo się dołączyć do chóru, bo wzruszenie chwytało za gardło. Kończąc spotkanie wspólnie zatańczyliśmy poloneza, w rytm melodii, którą zagrał dla nas niezastąpiony Pan Jan na swoim akordeonie.
Ten dzień, chociaż niesamowicie męczący, był wyjątkowo satysfakcjonujący dla naszych spragnionych wiedzy główek.
Jagoda



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz