Im wygodniejsze łóżka, tym trudniej nam rano wstać. Ale mamy nasze dwa skarby – Panią Anię i Panią Małgosię, które co ranek dzielnie pukają do naszych drzwi aż się obudzimy. Dzięki temu dzisiaj zjadłyśmy śniadanie, bo bezczelny budzik nas nie obudził. Yy, parę budzików.
Dzień zaczęliśmy od spaceru pod monstrualny krzyż upamiętniający Bitwę pod Dyneburgiem. Dla nas, Polaków, jest to o tyle ważna bitwa, że dowódcą Grupy Operacyjnej był gen. Rydz – Śmigły. Ponadto sama GO liczyła ok. 30 tys. Polaków. By uczcić to wydarzenie, złożyliśmy pod pomnikiem kwiaty i znicze, odśpiewaliśmy Hymn Narodowy.
Prosto spod pomnika pojechaliśmy pod miejscową szkołę, by spotkać się z tamtejszą młodzieżą. Nie mieliśmy problemu z nawiązaniem kontaktu, ponieważ
większość z nich mówiła po polsku. Zaśpiewaliśmy wspólnie kilka piosenek, porozmawialiśmy na typowe tematy nastolatków (jeżeli ktoś nie wie jakie to, to znaczy że nie jest nastolatkiem. A w takim razie nie mogę zdradzić naszych tematów). Dużą atrakcją dla tych dzieciaków byli panowie motocykliści, a raczej ich maszyny.
W międzyczasie Becia miała wizytę w szpitalu. W tym samym, gdzie trafiali żołnierze podczas Bitwy pod Dyneburgiem. Informacja dla Mamy Beci : nic się nie stało, po prostu komarom zbyt spodobały się jej nogi. Dziwna reakcja alergiczna i sama wygląda jakby wróciła z Bitwy. Mogła liczyć na szybką i bardzo miłą obsługę. Dziękujemy serdecznie Paniom w szpitalu, które były tak kochane, że zastrzyk wcale nie bolał. I Pani Halince, że była oparciem w tych traumatycznych przeżyciach.
Kiedy wszyscy byliśmy w komplecie ruszyliśmy w dalszą trasę. Gdyby nie Pani Małgosia, która jest ciągle na bieżąco, to żadne z nas nie zorientowałoby się, że jesteśmy już na Litwie.
Pierwszym z litewskich przystanków był Zułów. Miejsce, w którym urodził się Józef Piłsudski. Czekając na motocyklistów ukryliśmy się przed piekącym słońcem w cieniu pamiątkowego dębu zasadzonego przez prezydenta RP Ignacego Mościckiego. Kiedy motocykliści dojechali do Zułowa, złożyliśmy kwiaty pod pamiątkową tablicą i odśpiewaliśmy Marsz Legionów Polskich i Mazurek Dąbrowskiego. Uwielbiamy ten moment, kiedy czterdziestu mężczyzn, motocyklistów, staje na baczność i pełnym głosem śpiewa nasz Hymn i Legiony. Chociaż śpiewamy razem już dziewięć dni, to Jagoda wciąż ma ciarki. I to na pewno nie z zimna.
Dzisiaj możliwym dla jednego z nas stało się spełnienie marzenia o przejażdżce motocyklem. To szczęście spadło na Jagodę. Dostała specjalną kurtkę z ochraniaczami i kask. W praniu wyszło jeszcze, że znajdzie się miejsce dla Pani Dyrektor i Zuzi. Tak więc, kiedy reszta grupy spokojnie siedziała w autokarze, kobitki dawały czadu na drodze. Jechały tak ok. 5 km, aż zajechały pod drewniany kościółek w Powiewiórce. To właśnie tam Józef Piłsudski został ochrzczony. Nad głównym wejściem wisiała tablica z 1927r. mówiąca o tym wydarzeniu.
Później dojechaliśmy do Wilna. Idąc śladami wodza dotarliśmy na Cmentarz na Rossie, gdzie spoczywa jego serce i matka Naczelnika. Pan przewodnik powiedział nam, że pragnieniem Piłsudskiego było, aby jego serce pogrzebano właśnie tam, wśród jego żołnierzy. Później oprowadził nas po starej części cmentarza, pokazując niektóre bardziej okazałe nagrobki.
A teraz, spoglądając przez okno naszego pokoju hotelowego, widzimy w całej okazałości, pięknie oświetloną wieżę telewizyjną. Pozdrawiamy wszystkich, którzy czytają naszego bloga i mamy nadzieję, że bawicie się tak dobrze, jak my!
Jagoda, Beata
(Galeria zdjęć TUTAJ)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz