poniedziałek, 21 maja 2012

Rosja-Łotwa


Obudzeni później niż zwykle, wyjątkowo zimnym prysznicem, wyruszyliśmy w dalszą trasę.
Krążąc uliczkami Wielkich Łuków dojechaliśmy w końcu do maleńkiego kościoła, który mieścił się w prywatnym domu. Przeznaczony dla 15 osób, pomieścił całą naszą grupę liczącą powyżej 70 osób wraz z gospodarzami. Nasz ukochany Pan Jan spotkał w tym tłumie swoją krajankę, serdeczną 83-letnią panią.
Natchniony tym spotkaniem opowiedział nam historię swojego życia. Była bardzo wzruszająca zarówno dla Pana Jana, jak i dla nas wszystkich. Opowiadał o swoim życiu w Kazachstanie po tym, jak wraz z rodziną został tam wywieziony. Kiedy wrócił do Polski chciał założyć zespół muzyczny, jednak nie dostał na to pozwolenia. Dopiero Dom Kultury Zacisze umożliwił Mu spełnienie tego marzenia.
Kiedy Pan Jan skończył swoją historię, dotarliśmy do granicy rosyjsko – łotewskiej. Spędziliśmy tam dwie godziny. Choć właściwie według naszych zegarków, to tylko jedną. Nasz autokar jest ukrytym wehikułem czasu i kiedy przejeżdżaliśmy przez granicę wszystkie wskazówki zegarków cofnęły się o godzinę. Po prześwietleniu naszych walizek,
przeszliśmy do niewielkiej sali, w której odtańczyliśmy szalony taniec z komarami. Dla osób postronnych musieliśmy wyglądać na nienormalnych albo niesamowicie pobudzonych. Dopiero teraz zaczęliśmy doceniać to, że jesteśmy w strefie Schengen.
Po kilku godzinach jazdy, niezliczonej ilości pozycji, w których potrafimy zasnąć dojechaliśmy

do Domu Polskiego w Dynenburgu. Na miejscu czekała na nas radosna grupa oraz pyszne jedzonko. W trakcie posiłku zdążyliśmy porozmawiać z łotewską młodzieżą. Okazało się, że obie strony przygotowały dla siebie niespodzianki. My przywieźliśmy im dary od Polaków, oni zaskoczyli nas pokazem ognia. Wszystkim serca zamarły w piersiach, kiedy jeden z młodzieńców zaczął popijać naftę z butelki i przygotowywał się do plucia ogniem. Na szczęście wszystko dobrze się skończyło. Po pokazie wciągnęliśmy we wspólne śpiewanie piosenek. Trwało to dość długo, każdy z nas miał przy tym tak wiele zabawy, że nikt nie chciał kończyć, choć nasze struny głosowe mówiły co innego.

Po bardzo udanym wieczorze, zabraliśmy się do naszego hotelu. Jest wspaniały! Ze względu na późną porę idziemy do naszych wygodniutkich łóżeczek. Papapapapapapapapapapa!!!

Jagoda, Beata

PS Dla rodziców: nikogo nie zostawiliśmy w Rosji, można odetchnąć z ulgą.

(Galeria zdjęć TUTAJ)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz