czwartek, 24 maja 2012

Litwa - Polska


Dzisiaj rano pożegnaliśmy się z naszym kochanym Wilnem. W drodze do Gib zatrzymaliśmy się na granicy litewsko-polskiej. Była to nasza ostatnia szansa, by pozbyć się drobnych litów. Wykupiliśmy cały sklep słodyczy, których nie ma w Polsce.
Jechaliśmy piękną trasą, przez nasze polskie Mazury. Kiedy dojechaliśmy pod pomnik postawiony tam ku czci ofiar „Obławy Augustowskiej”, zauważyliśmy całkiem sporo młodzieży.
Okazało się, że były to osoby z Gimnazjum w Gibach, które chciały uczcić z nami pamięć zamordowanych w 1945r. Wspólnie z miejscowymi złożyliśmy kwiaty i znicze, odśpiewaliśmy Hymn i kilka pieśni patriotycznych. Niestety nie mieliśmy czasu na jakieś szczególne rozmowy z rówieśnikami, bo musieliśmy się zawijać w dalszą drogę.
W trakcie podróży do Studzienicznej pan Paweł Kalisz z Instytutu Pamięci Narodowej dokładnie przybliżył nam historię „Obławy Augustowskiej”. Gdyby ktoś nie wiedział, była to akcja przeprowadzona w 1945r. Oddziały NKWD wraz z oddziałami Armii Radzieckiej aresztowały ok. 2000 tys. ludzi, z czego powróciło do domów, bardzo często w tragicznym stanie, tylko ok. 1400 osób. Przeraża nas fakt, że do tej pory tak naprawdę nie wiadomo, co stało się z resztą. To tak, jakby 600 osób mogłoby się rozpłynąć. Rodziny poszkodowanych już od 1946r. poszukują swoich mężów, braci, synów, jednak wciąż napotykają wiele trudności na drodze do poznania prawdy. Pan Paweł mówił, że IPN oczekuje na dokumenty potwierdzające tragedię ze strony rosyjskiej.
Kiedy wysiedliśmy z autokaru w Studzienicznej, przed nami rozpostarł się niesamowity widok. Zabytkowy drewniany kościółek, otoczony zielenią i wodami jeziora. Kawałek dalej znajdowała się tzw. Kapliczka na wyspie, czyli kaplica Najświętszej Maryi Panny. Odwiedziliśmy oba budynki i zrobiliśmy zdjęcia przy pomniku Jana Pawła II, który przebywał w tym miejscu, podczas jednej ze swoich pielgrzymek. Wtedy wyszedł do nas dumny łabędź, chyba największa atrakcja tego przystanku. Kiedy po kilku próbach ataku na różnych osobach z naszej grupy się nami znudził, wrócił do jeziora i odpłynął w siną dal. My wtedy usiedliśmy na brzegu i odpoczywając od siedzeń autokaru śpiewaliśmy różne piosenki z naszego śpiewnika. Co my byśmy zrobili bez pana Jana i jego akordeonu?
Następnie zajechaliśmy do Augustowa, gdzie musieliśmy niestety pożegnać się z panem Andrzejem. Zdecydowanie będzie nam brakować jego sumiastego wąsa i ciekawych historii oraz dyskusji na przeróżne tematy, nie tylko związane z historią. Kiedy skończył się nam czas wolny, wszyscy punktualnie stawiliśmy się na zbiórce i ruszyliśmy na mszę św. prowadzoną przez biskupa Jerzego Mazura. Niestety nie udało nam się dotrzeć na czas, ponieważ zgubiliśmy drogę do kościoła. Zadziwiające. Przejechaliśmy przez trzy kraje bez znacznego błądzenia, dopiero polski Augustów wyprowadził nas w pole. W każdym razie, kiedy dojechaliśmy pod świątynię, ksiądz biskup powitał nas z ambony i dołączyliśmy w pełnym skupieniu do nabożeństwa. Biskup Mazur ma wspaniałą patriotyczną przeszłość. W Irkucku w Rosji pomagał w wierze katolikom, ale kiedy wyjechał do Polski , już nie miał powrotu do Rosji.
Trasa z Augustowa do Waszety była dla większości z nas była najlepszym prezentem, o jakim mogliśmy marzyć. Dostaliśmy 210 km snu. Kiedy dobiliśmy do miejsca, w którym mamy dzisiaj spać, każdy z nas leniwie, zaspanym krokiem wytoczył się z autokaru i podreptał walczyć o najlepszy domek. Głęboki, ciemny las, a my zaraz po zakwaterowaniu, już pełni wigoru biegniemy na ognisko. Oczywiście mieliśmy specjalnie przygotowane do tego miejsce, co by nie narobić szkód. Wszyscy bawiliśmy się przednio. Dużo śpiewaliśmy, sporo jedliśmy, nawet znaleźli się kandydaci do tańcowania. Zabawy było co niemiara.
I tak oto, prawie niepogryzione przez komary, gonimy do łóżka i spać!
Jagoda i Beata
PS Dziękujemy Mamie Izy i Tacie Agatki za miłe słowa oraz innym rodzicom i znajomym za czytanie naszych relacji. Cieszymy, że się podoba!

Galeria zdjęć - TUTAJ

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz